Leon Tarasewicz Realizacje horyzontalne 1999-2008

Galeria Biała, Lublin 2008-2009

MAKIETA_OKLADKI_TARASEWICZ

Pierwsza horyzontalna realizacja malarska na podłodze Leona Tarasewicza powstała w Galerii DAP w Warszawie w 1999 roku. Od tamtej pory, artysta konsekwentnie i w niezwykle twórczy sposób zastosował to rozwiązanie wykonując kilkanaście prac w różnorodnych wnętrzach i przestrzeniach otwartych. Obejmują one całe spektrum artystycznych rozwiązań, sumujących jego malarskie doświadczenia, wobec realnej przestrzeni. Pojawiają się przestrzenne pasowe i ornamentalne struktury, totalnie wchłaniające widza w swoje wnętrze wątki ekspresyjne, układy geometryczne i konceptualne.

Wystawa z 2003 roku w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie była jak do tej pory najbardziej rozbudowaną formalnie prezentacją. Na niej właśnie artysta użył trzech podstawowych barw a zamiast pędzli – trzech betoniarek, które zatopił po brzegi w przestrzeni wypełnionej barwnym betonem, zakrywającym wszystkie elementy architektoniczne, w tym również okna. Chodzenie po jego powierzchni dawało wrażenie, że stąpamy po zastygłej lawie, promieniującej paletą barw od żółci przez czerwień do głębokich błękitów i brązów. Wydawało się, że tony betonu zalały nie tylko tą salę ale i całą przestrzeń Zamku Ujazdowskiego. To najbardziej totalna struktura malarska ostatnich dziesięcioleci jaką widziałem. Co ciekawe – została uzyskana przez mieszanie betonu z pigmentami. To ostateczna granica wyznaczona dla malarstwa w ogóle. Monumentalna instalacja stała się ogromną powierzchnią organicznego malarstwa, którego nie można było ogarnąć wzrokiem, zaś wędrówka w poszukiwaniu jakiegoś punktu, stawała się serią niespodzianek, zarazem wizualnych i fizycznych. Konkret materii ujawniał się nierównościami zastygłej barwy, której trzeba było doświadczyć osobiście i niezwykle sensualnie „zobaczyć”.

Realizacja w Galerii Zachęta w 2007 roku rozegrała się na całej klatce schodowej od pierwszych stopni schodów na parterze aż do drzwi wejściowych sal wystawienniczych na pierwszym piętrze. Znajdowała się w miejscu gdzie ruch ludzi w górę i w dół podlega określonym schematom, zgodnym ze zwiedzaniem wystaw. Właśnie ten moment artysta wykorzystał fenomenalnie – zaproponował dla wszystkich wycieczkę po HISTORII MALARSTWA. Zarówno samo miejsce, czyli Narodowa Galeria Sztuki, jak kontekst wystawy Malarstwo XXI wieku oraz świadomość, że na tych schodach przebywali najwybitniejsi malarze, dały możliwość nawiązania do całej tradycji malarstwa w sensie historycznym. Na półpiętrze schody rozdzielające się na trzy kierunki przenosiły dominantę jednej z trzech barw podstawowych. Ostatecznie wszystkie wątki zlewały się w jeden strumień i kaskadą spływały na parter. Istotny moment dla zrozumienia tej realizacji rozgrywał się już na początku. Kiedy zaczynaliśmy wchodzić, stąpaliśmy w górę schodami nasyconymi brązami i umbrą – to niczym symboliczne wyjście z ziemi. Im wyżej – tym świat staje się bardziej barwny i nasycony. Możemy pójść prosto w paletę czerwieni, w prawo doświadczymy żółci, zaś w lewo błękitu. Stojąc na piętrze, gdzie barwa żółta zmieszała się z błękitem, mogliśmy ogarnąć wzrokiem znaczną część realizacji. Stąd doskonale widoczny był moment połączenia trzech barw. Ponieważ z żadnego punktu nie było widać całej malarskiej narracji, należało wchodzić na górę i schodzić z powrotem aż do skutku, tak by zapamiętane obrazy stały się komplementarną całością.

Publiczna realizacja w Barcelonie w 2002 roku była jeszcze innym sposobem przenoszenia malarstwa w obieg społeczny. Na olbrzymim placu w centrum miasta Tarasewicz wykonał kilkadziesiąt kwadratowych barwnych obrazów. Na czas dwóch miesięcy zmienił tożsamość publicznej przestrzeni. Palmy, ciepły klimat, odpoczywający ludzie – to zastany obraz sielanki, który artysta wykorzystał nadając jej barwę. Estetycznie rozmalowane w jaskrawych zestawieniach barw i rozrzucone po placu płaszczyzny, stały się jeszcze bardziej miejscem „idealistycznego” relaksu. Sam artysta na kolorowych płaszczyznach karmił gołębie, ludzie się na nich fotografowali a nawet tańczyli. Pojawiło się miejsce jakby grupowej terapii, wyzwolenia się z opresji otaczającego świata. Tam właśnie można było odpocząć i przenieść się w magię malarstwa. Widząc estetyzujące obrazy mamy często do czynienia z wszelkiego rodzaju akademizmami, których schematyczne powielanie odbiera im wszelki sens. Świadome zaś przyporządkowanie estetyki określonym miejscom i sytuacjom nabiera znaczeń i wpisuje się w zasięg najbardziej aktualnej sztuki. Zresztą zamysł tej realizacji zdaje się być komunikatem wręcz odwrotnym do tego, który ukonstytuował się w obrębie tzw. sztuki krytycznej poszukującej wyłącznie traumy w systemie społecznym i w zakamarkach podświadomości. Okazuje się, że może być inaczej, zaś efekt malarstwa może być optymistyczny i relaksacyjny oraz, co ciekawe – znaczący. Energia tej malarskiej struktury w Barcelonie jest pierwotna i atawistyczna, ma taki przekaz jak prehistoryczne malarstwo naskalne.

Ostatnia tego typu praca Tarasewicza powstała na wirydarzu Centrum Kultury w Lublinie przy okazji wystawy Remont Generalny, organizowanej przez Galerię Białą w czerwcu 2008 roku. Na powierzchni kilkuset metrów kwadratowych powstał żółty ornament wypełniający wszelkie ubytki i przestrzenie pomiędzy betonowymi płytami chodnikowymi. Puste miejsca, pęknięcia i wszelkie ubytki wypełniła intensywnie żółta barwa. Tynk akrylowy, który tutaj został użyty jako medium malarskie, po wyschnięciu utworzył jednolitą strukturę fizyczną, scalając rozsypujące się elementy. Szczególnie malowniczo wyglądały fragmenty usytuowane obok wyrosłych na wirydarzu drzew rozsadzających cementowe płyty na boki.

Wirydarz Centrum Kultury jest wewnętrznym dziedzińcem dawnego klasztoru Wizytek, pochodzącego z XVIII wieku. Cały kompleks zachował swój pierwotny plan architektoniczny lecz historyczne losy budynku i jego różne późniejsze przeznaczenia spowodowały zmiany w jego wnętrzu. Zniknęła kaplica i jej nawy, pomieszczenia przybrały niejednorodny charakter stylistyczny. Na powierzchni wirydarza w latach 50. ułożono chodnikowe płyty i wybudowano cementową scenę estradową, która w znaczący sposób zepsuła dziedziniec odbierając mu pierwotne funkcje.

Można sobie wyobrazić krążące w modlitewnym skupieniu zakonnice, chodzące wokół wirydarza lub też w jego obrębie. Dość duża ponad 600 metrowa płaszczyzna dziedzińca jest jak sądzę dobrym terytorium do wysyłania sygnałów do nieba, które nad tą powierzchnią się otwiera. Architektoniczna zabudowa wokół wyciszała miejski gwar, odcinała od zewnętrznego świata, tak by myśli mogły wznosić się w przestworza. Estrada więc w takim miejscu jest raczej zabiegiem barbarzyńskim. Jest kupą gruzu i nie ma żadnego zastosowania. W takiej właśnie scenerii pojawił się zamysł aby odzyskać w sensie znaczeniowym pierwotny wymiar duchowej energii. Wydaje się, że jest to uzasadnione, zważywszy, że budynek ma kilka tysięcy metrów kwadratowych powierzchni użytkowej. Można więc sobie wyobrazić, że mogło tu żyć co najmniej kilkadziesiąt zakonnic.

W tradycji malarstwa żółta barwa odnosi się do złota a to z kolei symbolizuje najwyższe wartości duchowe, boskie, kontemplacyjne i mistyczne. Żółta materia przeciska się przez szpary i ubytki tylko na poziomie płaszczyzny wirydarza, pomija scenę i lekko rozlewa się po powierzchni, tworząc nad płytami minimalną grubość. To, w domyśle – mniej więcej ten sam poziom gruntu, po którym spacerowały siostry Wizytki. W takim formalnym powiązaniu, należałoby więc odczytywać realizację Leona Tarasewicza. Jest to jego najbardziej konceptualna praca, w której użycie tylko jednej barwy powoduje ważny dyskurs historyczny wobec określonego miejsca, ale też odnosi się do treści ikonograficznych zawartych w historii sztuki. Ponieważ jest to realizacja względnie stała i jednocześnie publiczna, znika bariera sztuki muzealnej a pojawia się w to miejsce żywe doświadczenie. Fizyczne chodzenie, poruszanie się w obrębie wirydarza, pomiędzy cieniami drzew i miejscami naświetlonymi, wymusza poszukiwanie różnorodnych fragmentów i jednocześnie odtwarza pierwotny, kontemplacyjny charakter klasztornych przechadzek.

Wyłanianie się żółtej materii spod posadzki daje poczucie jakiegoś misterium, które wypływa spod powierzchni, ujawniając ukryte duchowe przestrzenie, niedostępne dla oka ale funkcjonujące w podziemiach klasztoru od kilkuset lat.

Jan Gryka