MAREK RADKE tu i tam

Otwarcie: 3.10.2014, godz.: 18.00

Czynna do: 14.11.2014, w godz.: pon. - sob. 12.00-18.00

SONY DSC

Czysta wizualność czy wizualna „Biblia Pauperum”

Ernest Malik

 

Marek Radke wraca do Galerii Białej po przeszło 5 latach. Jego poprzednia wystawa indywidualna miała miejsce w maju 2009 roku, we wnętrzach „starej” Galerii Białej. W skromniejszych, mniejszych i umiejscowionych w innym skrzydle poklasztornego budynku, zajmowanego przez lubelskie Centrum Kultury, salach. Była to jedna z ostatnich wystaw, organizowanych przez Białą, przed przeniesieniem się na kilka lat do tymczasowej siedziby przy ulicy Narutowicza, na czas mającego nastąpić gruntownego remontu i przebudowy całego gmachu.

(…) Poprzednio, instalując swoje obiekty w Białej, Radke musiał podjąć właśnie ową „grę” z trudniejszą i mniejszą przestrzenią, podczas gdy obecnie, mając do dyspozycji cztery spore, niezależne od siebie powierzchnie, z większą swobodą oddaje się interesującemu go eksperymentowi. „Tu i tam” – w dwóch sporych salach galerii i w galeryjnym patio przykrytym przeszklonym dachem oraz w rozległym „piwnicznym” pomieszczeniu, do którego prowadzą schody z patio, z obiektów i obrazów, Radke stworzył cztery różne instalacje.

W galeryjnych salach, układy niewielkich obiektów pokrytych fluorescencyjnymi farbami zostały „zdematerializowane”, odrealnione przez oświetlenie ich jedynie lampami UV. Podobne im niewielkie obiekty zamontowane na dwóch ścianach patio i na murku schodów, w naturalnym (przynajmniej w ciągu dnia) świetle, wydają się być kontynuacją i materializacją tych form. W dolnej przestrzeni, umieszczone i wydobyte białym oświetleniem znalazły swoje miejsce obrazy-obiekty. „Ciężkie”, bo sporych rozmiarów, o ciemnych grafitowych powierzchniach, z widocznym impastem wielowarstwowo kładzionej farby, na których akcentami są niewielkie, intensywnie czerwone lub szare, proste formy geometryczne – owale, linie, czasem zagłębienia, plastikowe wypustki, lub intensywnie czerwone sferyczne elementy wyłaniające się spod drobnych wycięć w płaszczyznach obrazów. Wszystkie te szczegóły sprawiają wrażenie tworzących rytmy, na każdym obrazie inne, choć rządzące się jakąś wspólną zasadą kompozycyjną.

(…) W przypadku instalacji Marka Radke mamy zaś do czynienia z czysto wizualnymi, sensualnymi bodźcami. Poza tym artysta zachowuje milczenie. Abstrakcyjny język form, którym się posługuje, przynajmniej na pierwszy rzut oka, wyklucza jakiekolwiek metawizualne odniesienia. Atak fosforyzujących barw w zaaranżowanych przez niego wnętrzach każe na długo zapomnieć o czymś innym niż zmysły. Radke stara się wykorzystać wszystkie możliwe sposoby zaintrygowania, może nawet podrażnienia oka widza. Używa w tym celu luster i światła o nietypowej długości fali, odwołuje się do złudzenia optycznego, różnych rodzajów kontrastów. Zaprasza, zmusza wręcz do zmysłowej percepcji swoich instalacji. Dlatego kiedy mijałem kolejne mikroświaty – dla każdego wnętrza galeryjnego tworzone przez niego od nowa, choć z podobnych, od lat ewoluujących elementów – coraz bardziej byłem przekonany, że przede wszystkim doświadczam owej „czystej wizualności”.

(…) Te obiekty, które eksponowane są w oświetleniu naturalnym, w patio, sprawiają wrażenie zmaterializowanych przedmiotów z obrazów Amédée Ozenfanta, fragmentów prac Pieta Mondriana, cytatów z Theo van Doesburga i Barta van der Lecka, Josefa Albersa, Paula Klee. Są wśród nich niewielkie obiekty – „pudełka” – w kształcie wydłużonego, leżącego prostopadłościanu, pomalowane tak, że przywołują na myśl harmonie barwnych pól z obrazów Marka Rothko. Jednak nawet jeśli wywołują rodzaj déjà vu, dzieje się to w sposób niejasny, nie wprost. Radke zawsze cytuje, a raczej trawestuje, niewielkie fragmenty, rozbijając język ubiegłowiecznej awangardy artystycznej na sylaby, może nawet zgłoski, które przetwarza. Celowo i zazwyczaj w podobny sposób. Obiekty pokrywa gruba warstwa farby, z reguły w zgaszonych kolorach podstawowych lub prostych barwach pochodnych, widoczne są ślady pędzla. Obiekty sprawiają wrażenie przykurzonych, pociemniałych, przyciężkich, choć przecież niewielkich. Zużytych?

 

 

(…) W jednej z sal umieszczone na ścianach i w przestrzeni fosforyzujące w ciemności małe przedmioty, pudełka obrazy, mobile, wiszące podłużne formy o różnych wielkościach wyglądające jak spławiki – dezorientują, drażnią. Są miniaturami, może nawet karykaturalną interpretacją tych „awangardowych” obiektów z patio. Ich fosforyzujący nadmiar i charakter oświetlenia, wywołują pozór widzenia negatywowego, utrudniają orientację, zacierają granice wytyczone przez ściany. Aby się tu odnaleźć, trzeba rozpocząć, świadomą lub nie, systematyzację tego chaosu. Z czasem okazuje się on pozorny. To ćwiczenie z kompozycji, do którego zaprasza Radke.

W drugiej, sąsiadującej z poprzednią, sali uderza porządek. Na jednej ze ścian w równych poziomych rządkach podobnie fosforyzującym, cukierkowym światłem jarzą się pudełka z matowego plastiku ze swoją kolorową zawartością. W pudełkach kule, rytmy, kropki, elektryzujący róż, błękit, zieleń i żółć małych przedmiotów w nich zamkniętych. Wszystkie pudełka układają się w ciągi, przypominające pastisze jakichś neoplastycznych kompozycji lub… szereg pojemników ze świecącymi psychodeliczną poświatą łakociami. Do kompletu brakuje tylko świetlistego drinka. Są trochę jak ikonki na monitorze, tylko że te nie prowadzą nigdzie dalej. Na ścianie obok kolejne rytmicznie ułożone niewielkie, kwadratowe pudełka-obrazy, w nich za szybką jarzą się abstrakcyjne układy kilku prostych geometrycznych form. Są echem kompozycji malewiczowskich, konstruktywistycznych, bardziej wspomnianym już pastiszem niż poważną analizą. Podobne formy przed wiekiem pozwalały z całą powagą badać rytm i zależności barwne Giacomo Balli i małżeństwu Delaunay’ów lub członkom De Stijlu i połowie awangardy malarskiej tamtego czasu. Radke powtarza to w estetyce daleko odbiegającej od powagi. Bawi się tym co widać. Tu jego uwaga koncentruje się właśnie na rytmie. Uporządkowane układy świecących w ciemności „ikonek” zderza z chaosem przypadkowo rozsypanych na powierzchni stołu fosforyzująco-czerwonych „bierek” i podobnego w formie obrazu.

(…) Ostatnia ciemna sala to rodzaj „zabawkowego” kosmosu. W ultrafioletowej poświacie nad ogromną lustrzaną powierzchnią zawieszone zostały kolorowe kule, pomalowane – jak większość obiektów Radkego – jarzącymi się w ciemności farbami. Lustro multiplikuje obiekty i otwiera przestrzeń. To prosta radość patrzenia i paradoks nieskończoności zamkniętej w czterech ścianach galerii, jak te doświadczane wewnątrz instalacji z lustrami i setkami diod – autorstwa Yayoi Kusamy. Kontrolowany kicz albo świadome przerysowanie, prosty wizualny trik, pozwalają widzowi cieszyć się zaburzeniem percepcji przestrzeni, rytmem „świecących” plastikowych ciał niebieskich.

(…) Dopiero „grafitowe” obrazy w najniższej części galerii pozwalają odpocząć oczom. Są jak odtrutka, czas na uspokojenie zmysłu wzroku. Stanowią punkt wyjścia i punkt dojścia. Choć, podobnie jak reszta obiektów, są czystą improwizacją, niezobowiązującą wariacją na temat tradycji sztuki nieprzedstawiającej. Tak jak obiekty sprawiają wrażenie znaków bez swoich desygnatów – tak obrazy pozbawione jakiejkolwiek funkcji poza wizualną, stanowią rodzaj współczesnej groty „pohistorycznej” z malowidłami, ale ogołoconymi z jakiejkolwiek funkcji kultowej.

Radke bliski jest także wizualnym eksperymentom neoawangardy – również tej rodzimej. Jego doświadczenia z intensywnie kolorowymi, fosforyzującymi elementami obrazów czy obiektów przypominają nieco zasady działania „Reproduktorów cienia” Jana Chwałczyka. Te minimalistyczne, trójwymiarowe formy miały za zadanie rzucać barwne refleksy na białą płaszczyznę, dając szansę obserwowania zjawiska odbicia i mieszania się światła o różnej długości fali. Radke, podobnie, choć bez skomplikowanej teoretycznej obudowy, powodowany raczej czysto sensualną radością obserwacji zjawisk refleksu barwnego, wykorzystuje takie zjawisko w charakterystyczny dla siebie, lekko przerysowany sposób – właśnie za sprawą fluorescencyjnej farby.

(…) Radkego, oprócz refleksji nad rozległym rezerwuarem kultury wizualnej nowoczesności, interesują przede wszystkim zmysły, wrażenie zmysłowe – áisthesis, sensualna reakcja na światło, kolor i kształt, ale nie te pochodzące z natury, jak u zarania estetyki – raczej na te generowane przez cywilizację obrazu. I chyba do uważniejszego spojrzenia na nie, Marek Radke próbuje nas zachęcić.