Marzanna Morozewicz Rosarium

Otwarcie: 26.03.2004, godz.: 18.00

Czynna do: 16.04.2004, w godz.: pon.-pt. w godz. 11.00-17.00

zaprasza

 

ROSARIUM

Rosarium to ogród różany, nazywany także wdzięcznie różanką, znany już w średniowieczu. Wydzielony murem egzemplifikował rajską przestrzeń, zaś rosnące w nim kwiaty uosabiały wspaniałość i obfitość dzieła boskiego Architekta, symbolizując jednocześnie krew męczeńską i czystość wiary. Róża dosyć długo uchodziła za atrybut Matki Boskiej, którą w średniowiecznym malarstwie przedstawiano, na przykład, siedzącą wśród różanych krzewów w ogrodzie zamkniętym ceglanym murem. Przedstawienia, znaki i treści wywodzące się od róży dosyć długo stanowiły rodzaj rozległego semantycznego hortus conclusus.

Od słowa różyczka (fr. rosette) pochodzi termin rozeta, oznaczający wielkie, okrągłe okno w katedrze gotyckiej. Miało ono przypominać ornamentalnie potraktowany, kamienny kwiat, wyrażający piękno matematycznej doskonałości, jak i namacalnie uobecniać boską Światłość, wnikającą do ciemnawego wnętrza katedry. I chociaż był to kwiat symbolizujący boską miłość, to jednak widać w nim było kamienne kolce. Geometryczna logika rozety miała w istocie objawiać panujący w świecie ziemskim i pozaziemskim odwieczny porządek. Rozeta stawała się w ten sposób symbolem kosmosu, w który – tak jak w paryskiej katedrze Notre-Dame – wpisywano pentagram, uchodzący już w czasach Pitagorasa za wyraz boskiej harmonii, a jednocześnie prastary symbol pięciu płatków róży. W średniowieczu pentagram wykreślano wykorzystując antyczne „złote cięcie”, którego matematyczną logikę i uzyskiwaną dzięki niemu cudowną harmonię postrzegano jako kolejny dowód na istnienie rzeczywistości pozazmysłowej. Przypomnijmy także, że pięć płatków róży w pentagramie oznaczało pięć ran Chrystusa, zaś sama róża była znakiem pasyjnym – synonimem gotowości na cierpienie.

Od róży pochodzi również słowo różaniec. Wit Stwosz, w swoim znanym Zwiastowaniu z kościoła św. Wawrzyńca w Norymberdze, otoczył postać Madonny i Archanioła Gabriela wieńcem 55 kwiatów różanych. Całość zaś uzupełnił wiszącymi swobodnie paciorkami olbrzymiego różańca, zwykle ułatwiającego odmawianie modlitw maryjnych i podobnie jak róża będącego znakiem Królowej Niebios. Różę traktowano nie tylko jako kwiat miłości boskiej, lecz również jako poetycki atrybut miłości ziemskiej. Była więc ona tym symbolicznym kwiatem, jaki Beatrycze pokazywała swojemu wiernemu kochankowi, który dotarł do ostatniego kręgu Raju. W XVII wieku hodowlą róż nad wyraz udatnie zajmowali się jezuici. Niejako równolegle, w tym samym czasie, motyw róży wykorzystywano w holenderskim i flamandzkim malarstwie o tematyce kwiatowej, które miało na ogół wymowę religijną. Przedstawiano w nim, na przykład, św. Dorotę siedzącą z koszem róż na tle chmur w otoczeniu wieńca kwiatów. W tradycji niderlandzkiej kwiaty uchodziły za metaforę ludzkiego losu – zgodnie ze słowami z księgi Hioba: „Człowiek zrodzony z niewiasty ma krótkie i bolesne życie, wzrasta i więdnie jak kwiat, przemija jak cień chwilowy”.

Przedstawienia, znaki, formy i treści związane z różą układały się więc w rodzaj rozległego rosarium – ściśle powiązanego z określoną wizją świata, systemem wartości i wzorów zachowań. Ów szeroko rozumiany różany ogród w którymś momencie zaczął jednak z wolna wytracać układające się w zwartą całość treści. Róże nadzwyczaj ceniono w wieku XIX, ale coraz bardziej ze względu na ich wartości estetyczne niż symboliczne, chociaż w poezji nadal jeszcze uchodziły za znak miłości. Dzisiaj róża przeobraziła się w czysto ozdobną roślinę, kojarzoną wprawdzie z kobiecym pięknem i traktowaną jako okolicznościowy wyraz sympatii. Niezwykła popularność, a zwłaszcza nadużywanie jej w poezji i sztukach plastycznych, doprowadziła do zbanalizowania jej jako znaku, a w konsekwencji do jej „zużycia”. Mogą o tym świadczyć plastikowe róże sprzedawane na bazarach i dworcowych kioskach z pamiątkami, gdzie ów wielbiony niegdyś przez poetów kwiat zamienił się w pokryty kurzem synonim kiczu. Zapewne więc, jakby w przeczuciu takiego właśnie, smutnego końca, od dawna z hasłem róża i różyczka przewrotnie kojarzono chorobę, objawiającą się swędzącym zapaleniem skóry, z czym wiążą się jeszcze dreszcze i w konsekwencji złe samopoczucie.

Róża jednak nadal intryguje. Powodem jest zastanawiający antropomorfizm jej kwiatu, wywołujący zmysłowe, erotyczne skojarzenia, a ponadto, przypomnijmy ten truizm, róża kaleczy palce. Ambiwalentność jej natury, kojarzonej z seksualną przyjemnością i bólem skaleczonego palca nie daje więc spokoju. Każda epoka odnawia swe spojrzenie. Powoływanie się na ów kwiat dzisiaj, nawet tylko w charakterze metafory, w sposób nieunikniony pociąga jednak za sobą ożywienie starych treści. Wprawdzie są one pozbawione swojej dawnej siły, ale czasami mogą być inspirujące. Ich przywoływanie bowiem powoduje zastanawiające migotanie znaczeń, a to pozwala na stwarzanie już zupełnie nowych obrazów. Wtedy róża przestaje być motywem „wytartym”, a w konsekwencji całe rosarium także nabiera nowego sensu. Jako metaforyczny wyraz własnej mitologii artysty – opartej na nieustannej analizie doświadczania własnego bycia – okazuje się być rodzajem bezpiecznego, średniowiecznego hortus cocnclusus, który utraciwszy uniwersalność dawnych treści przeobraża się w nader intymny odpowiednik renesansowego giardino secreto.

Andrzej Kisielewski